sny moich dni
sny jak syny jak syczące blizny
syczą ssychając zasklepiają się
patrzę z góry na poduszki snów a na poduszkach nasiąknięte kwiaty malują
kwiaty bladoróżowe chyba róże
jak kałuże rozlewają się powoli po nadepnięciu z wolna krokiem powolnym
po kostkach gołych przeciąga powietrze listopadowe
chłodne i wilgotne nieprzyjemnie studzi gorączkę mijającej nocy
głupoty które kłębią się w głowie zjeżdżają jak roleta na okno zwykłego szarego bloku
w ramionach napięcie unosi mnie wcale nie na wyżyny zdrowia ale przeciwnie
każe mi myśleć o tym co jeszcze trzeba odpuścić
złożyłem do skrzyni gorączkę i sny zasklepiające swoje blizny
a ja syn własnego siebie wezmę z tego bladoróżowe kwiaty do serca