opiekun świata
zbieram i noszę przenoszę przewożę przeprowadzam
zamiatam
zgniłe jabłka zgarniam
skupie palety sklepy starej odzieży nie pogardzę choćby płaszcza i zniosę doniosę do końca jego materialnego ostatku
zadbam o ubiory innych i przetwory egzystencji własnej zapomnę zjeść
w piwnicy ciasnej przez szpary będę patrzeć za lat niewiadomo ile skosztować nie zdążę
nie delektować się tylko patrzeć i rozpraszać broń boże nie upraszać się o nic
roznosić i przeprowadzać worki ubrań jej i jego
tego nie mogę słuchać piskliwym głosem prośby dzwoniące do mnie
tego siebie nie lubię i przestaję słuchać którego jebie już zewnętrzny głos o coś
nic nie drzemie tylko mówi i skarży się w wolnej chwili do wewnątrz a ja go tulę
aż głowa spaść musi sama sobie by roznieść, odparować i rozgonić stos papierów podań o rozsupłanie problemu