gdy wracam
czuję się jak gość w pokoju hotelowym
jestem ciągle nowym gościem w pokoju nowym
zapach wy-prania krochmalu magla proszku i zamkniętych pokoi kamer
materiał kapy zasłania sofy wygodę zatrzymując ten luksus na później
na nagrodę którą dostanę po zdanej szkole
lubię tu być ale wolę tu być krótko i wyjeżdżać
wracać tylko na sen
położyć głowę na poduszce miękkiej w stopniu umiarkowanym
dotknąć snu jak by to nie był sen tylko sen cały czas a życie dziwne i nierealne jak sen
zatem głowę na poduszce lubię kłaść jak sen który dzieje się cały czas
jak liść kładzie się na trawie i mchu kamieniu jesienią kładę się ja
po pokojach wędruje za czymś w poszukiwaniu siebie chyba
chodzę za cieniem jak cień za smugą którą jest i zostawiam go i szukam
od okna do okna czasem po drodze przekładając coś z miejsca na miejsce w udawanej obecności samego siebie
i tlen
okien otworem wchodzi między pokoje jak zjawa wpada jest wszędzie
a ja zmierzam wtedy do wanny by z melodią śpiewu sprzed stu lat lub nowszą spędzic ten moment który jak uderzenie fali ciepła wodą mnie bije
wanna ciepła nagrzana od zawsze za ciepłej wody
wtedy jestem wolny
obmyty z tego co sie przykleiło danego dnia i danej godziny odpływa z odpływem który syczy na koniec jak wąż mały i skromny nie chcąc nikogo skrzywdzić
czuję jeszcze często wodę na głowie która studzi mój dynamiczny czasem nikomu nie znany i ciagle zmieniający się nastrojo-temperament
zjadam coś zwykle albo później i układam ciało w bezsensowny sposób w jaki ciało od tysiąca lat nie przywykło i tak się nie kładło
odpadam bo opada mi głowa w skręcie karku i samo-zamykanych powiekach
mono brzdęki minimalnego piano echem się odbijają
znowu w pseudo życiu śnie we śnie bez snu życiu
odcinam tlen i gasnę