







na zdjęciu Warszawa w kamienicy na ulicy Koszykowej u Jakuba – ciekawe, że właśnie w tej okolicy bywał / bywali Jakub Szapiro, Ryfka, Kum Kaplica, Pantaleon i inni – postacie z powieści Twardocha – jestem tu po klucze do mieszkania Grzesia, nocuje dziś u Grzesia na Alei Przyjaciół, jestem zmęczony, ale szczęśliwy, dużo pracy w tygodniu, w weekendy trochę mniej, stale w drodze, ale to wszystko w przyjemnych okolicznościach z ludźmi, z którymi czuję się dobrze, nikt nikogo nie ocenia, raczej inspiruje, jestem zmęczony, ale spełniony, idę odpocząć, łańcuch na szyi mam od Lidii – dostałem po zajęciach jak Harry Styles – Lidka pyta czy nosiłbym perły? – ja się waham, w sumie czemu nie, ubrany jak zwykle na czarno [COS], zegarek od mamy z Jarmarku Dominikańskiego Niemiecka STOWA za 100zł (zegarek kupiony od takiego gościa – polska emigracja – który bywał co roku i miał stragan na Podwalu Staromiejskim, od paru lat już go nie widuję) ten złoty zegarek jest to najbliższa mi rzecz jaką mam plus Mercedes – który jest mi równie bliski – mam go od taty już nie za stówę za więcej stów, telefon, którym robię zdjęcie mam od Moniki z Warszawy, kupiłem na niezobowiązujące raty, kiedy nie miałem nic spłacałem go w miarę możliwości przez prawie dwa lata, w końcu spłaciłem, case na telefon skrywa zdjęcia instax moich dwóch największych skarbów Roma i Miła, jest tam też naklejka od Grzesia z płyty, którą Grzesiu sprezentował mi na urodziny BELMONDO – „dzień dobry” Belmondziaka to nasz ulubiony numer, sygnet na palcu z symbolem kotwicy w intencji zakotwiczenia gdziekolwiek jestem – dostałem od Moniki mojego Mentora, który zadał mi dużo pracy – tak naprawdę sam zadałem, ale Monika była motorem, inspiracją, obserwatorem i Superwizorem działań – ten proces trwa, plan zakładał 5 lat zmian, póki co mija 2,5 roku i dużo się wydarzyło, lustra pokazują mi gdzie jestem i kim jestem, dobrze wiem co się dzieje w jakim momencie, wiem co mam za sobą i patrzę, żeby widzieć to co chcę spełnić żyjąc nowym życiem
uwięziony w pragnieniu
na drodze miłości do świata
rozmawiam z morzem nad którym mieszkam
na klifie górze pod drzewami nagimi
opieram się gładko schodząc do brzegu
nigdy więcej gwiazd nie zamknę
nigdy więcej nie zasnę głodny tego widoku
nigdy więcej szans które połknę oczami
przejde przez nie jak przez chmury dziurawe
na raty będę odtwarzał pojedyńcze sekwencje
taśma z obrazami przelatywać będzie na moich oczach
niebieskie niebo zapyta mnie o drogę
ja słabo czytam i tłumaczę ale wskażę bo potrafię tyle
i pójdziemy razem gdzieś czując to samo z natury
przechodząc przez kolejne mgły wschodów i zachodów słońca
mgły poranków ciepłe tuż nad taflą spokojnej wody niebieskiej
mgły wieczorne wilgotne i pachnące różem głaskać będą w podróży sennej
uwolnię się od czegoś co pragnieniem
by na drodze do świata miłości zaznać trochę