niedoskonałości

niedoskonałości

tęsknię za wami

za paprochami w oczach

na papierze starym

pożółkła starość

jeszcze z wczoraj ją pamiętam

mam to przed sobą

schowałem

przynoszę

kartki niedoskonałości

z czymś o sobie

bez techniki krystalicznie odwzorowanej

bez połączeń cyfrowych

bez dzielenia się publicznie

niedoskonałości z szuflady

wyblakłe kolory

nieidealny świat

taki jaki miał być

tak

płaszczyzny

płaszczyzny

zapis organizmu

ruchów wody

ciała

tafli odbicia

grzyw spienionych

nurtów ciepłych

nurtów zimnych

zdarzeń wielopoziomowych

brzeg

wyjście

piasek

liście

drzewa

płaszczyzny poziomów

ruch powietrza

zderzenie mas

deszcz

grad

promienie słońca są zbyt nudne żeby dawać im więcej miejsca

skóra człowieka

dusza i myśli

na poziomach natury

podobieństw szukać wiele

LUDZIE

ludzie

ciągle ludzie

jak litery drobnym makiem spisane w moim notesie

powyginane

mówiące

punkty

slupy

skupiska

myśli

emocje

nastroje

chmury cielesnych

chmury duchowych

ludzi

widzę zanim się obudzę

śnię też

ludzi

nie pamiętam twarzy

CIENIE

cienie

półcienie

w okularach ciemnych

gdy siedzisz

jedziesz ze mną w innym kierunku

nie

nie mówisz ustami

oczy tylko

zaciemnione

niewidoczne dla ciebie cokolwiek

bez ramienia które białe

bez uszu wysłuchujących lepiej niż ktokolwiek

w stałym napięciu

podróżujesz z Schubertem

z jego drugim koncertem

a cienie

twoje oczy

jaśnieją

cudownym słuchem

SZAROŚĆ

szarość

spłynęła szarość

dzisiaj z nieba

pada szarość

oblała mnie

jestem szary

blady

na mapie miast szarych

podobnych do siebie

ludzi w tym świecie

idących korytarzem

hektolitry szarej

odbitej w oknach twarzy

spodni i butów

przemokniętych ludzi

przemokły

moje pierwowzory siebie

LICZNIKU

liczniku

dniu

znowu jesteś

na kalendarzu tego samego co znam

masowo produkujesz masę powtarzalności i betonowych realiów

nie mam czym rozkruszyć

nie mam czym powstrzymać

piszę

tak samo jak ty wlepiasz mi przed oczy betonowy dzień

tak samo ja wlepiam nieporadny tekst

ciepła pościel na ciało ciepłe

realia dzwonią z samego rana

dzwonie nie chcą żebym spał

turlam się jak masa rytualnego chłodu

kanapki z naskórkiem powolnego wytarcia

dzieci sąsiadów

zmywarka i pranie

skrawki tego na co patrzę

śpiewając samotnie

WRACAM

wracam

wracam głośno

wiem że przed północą

inna godzina nie wykazuje zainteresowania

godzina

przewiniętych kaset

w mózgu

w podstawie myśli

w rzuconych agresjach

na ludzi

uderzenia

ciosy

sińce

biję

ściemnione niebo pozwala na to

noc zgadza się

gdy wracam

wracam głośno

przepycham fakty wychudzonych rąk

do tłustych i spoconych twarzy

ty

jesteś tłusty

nie będąc samolubnym

wracasz z podobnym rumorem

ulica

ulica

nie od wczoraj

dzielnica która ma tylko przeszłość

i rzeczy od których chce uciec

tyle śliny ile mam

wystarczy jednak żeby zatkać

zatamować

intencje

we mnie

poza umysłem

w trakcie rozrostu agresji

zmyślam wszystkie dni i zdarzenia

na ulicy

która urodziła się z przeszłością

nigdzie nie byłem

obudziłem się w fotelu wlepiony w pusty ekran

wszystkie rzeczy

wszystkie rzeczy

jakie za mną stoją

w strachu mówiącym pustką

w zapomnieniu

w kałużach roztopionej rdzy

praktyczne zajęcia

zeszły

na wzgórzu Wstecz widzę

kominy

latarnie

tory

zbiorniki

drogi

budynki

i piach

strach pustki bez końca

wszystko topi się

litry farby niewidocznej

dni  niemej fabryki złomu

puste

rzeczy za mną

pełne

subtelnej samotności

teraz

to wszystko jest moje

rzeczy na tle których stoję

świat nacieszył się

i zostawił otwarte drzwi

wszystkie rzeczy

jakie za mną stoją

w strachu mówiącym pustką

w zapomnieniu

w kałużach roztopionej rdzy

praktyczne zajęcia

zeszły

na wzgórzu Wstecz widzę

kominy

latarnie

tory

zbiorniki

drogi

budynki

i piach

strach pustki bez końca

wszystko topi się

litry farby niewidocznej

dni  niemej fabryki złomu

puste

rzeczy za mną

pełne

subtelnej samotności

teraz

to wszystko jest moje

rzeczy na tle których stoję

świat nacieszył się

i zostawił otwarte drzwi

dla mnie